środa, 4 września 2013

Rozdział I

      Cichy stukot obcasów, wypełnił przestronne wnętrze hallu rodzinnej firmy Santriano. Po chwili zastąpił go sygnał oznajmiający przyjazd windy. Recepcjonistka podniosła głowę znad wypełnianych dokumentów i zlustrowała znikającą za drzwiami dziedziczkę.
      Szesnaście lat, metr siedemdziesiąt pięć wzrostu, ogniste, kręcone włosy, oczy barwy błękitnego lodu, biała, szyta na zamówienie sukienka z gorsetem w stylu blisko gotyckim oraz robione, również na zamówienie, białe a'la rzymianki na koturnie. Tak oto ubrana nie budziła żadnych podejrzeń u normalnego człowieka. Chyba, że ten normalny człowiek wiedział czym zajmuje się ta z pozoru niewinna istota.
      Recepcjonistka wiedziała to, aż za dobrze. Wszyscy pracownicy firmy, łącznie z personelem sprzątającym, wiedzieli. Rozumieli też, co grozi za piśnięcie, choćby słówka na ten temat. Dlatego też wszyscy kryli się z uczuciami i nie silili na uprzejmości. 
      Jessica z kamiennym wyrazem twarzy wmaszerowała do gabinetu ojca. Nie czekając na zaproszenie, zasiadła na jego miejscu za półokrągłym, szerokim, dębowym biurkiem. James odwrócił się od barku z trunkami ze szklaneczką szkockiej. Podszedł do biurka i pochylił się nad papierami, które ze sobą przyniosła. Wyłuskała mu z dłoni szklankę i jednym, szybkim ruchem, wlała sobie zawartość do gardła. Z impetem postawiła szklankę na blat biurka.
- Viktora jeszcze nie ma. - Oznajmił zimno mężczyzna. Jessica nawet na niego nie spojrzała. Zajęta przeglądaniem stosu nieuporządkowanych papierów, podskoczyła, gdy poczuła na policzku jego ciepły oddech. 
- Przestań ! - Nakazała, piorunując go spojrzeniem. Jednak on zaśmiał się i przekręcił krzesło w taki sposób, że była musiała mu spojrzeć w oczy. Jego stalowe tęczówki przecinały groźne błyski. Zacisnął dłonie z obu stron na krześle, zamykając ją w pułapce swych ramion. 
- Żadna kobieta nie będzie mi rozkazywać. Nawet ty, jako córka mojego pracodawcy. Zrozumiano ? - Wysyczał przez zaciśnięte zęby. W jej oczach zapłonęła furia. Z całej siły odepchnęła go od siebie i nim zdążył odzyskać równowagę, wstała przygważdżając go do ziemi. 
- To nie mój problem, James, że nie lubisz dostawać rozkazów od kobiet. Przez najbliższe kilka tygodni nie będziesz miał wyboru. - Nie poruszył się, gdy wracała na swoje miejsce. Dopiero, gdy odwróciła się do niego plecami, wydał z siebie jęk bólu i dezaprobaty. 
 - Czemu ? - Zapytał jakby sam siebie. Mimo to z westchnieniem rzuciła długopis i odwróciła się, aby na niego spojrzeć. 
- Ojciec jest chory, a matka nie umie zając się interesem. Samuel załatwia sprawy z wykupieniem własnej firmy. - Wstała i zaczęła krążyć, jak profesor na wykładzie. - Jak zapewne wiesz, mój brat woli normalne życie, odnoszącego sukcesy, biznesmena. - Zatrzymała się i spojrzała na niedbale opartego o szafkę, mężczyznę. - Temu. - Dodała na koniec i podeszła do barku. Namyślała się chwilę po czym wzięła lampkę wina i kieliszek. Wróciła na miejsce i zajęła się wypełnianiem papierów. 
      James wyglądał przez okno. Nagle podszedł do niej i złapał ją w talii, unosząc. Krzyknęła przestraszona. Nie rozumiała co ma zamiar zrobić. 
- James puść mnie. Ja mam pracę. Muszę wypełnić papiery i... - Nie dokończyła, gdyż nagle zrobił co mu kazała i stanął tak, że nie widziała nic poza nim. W jednej chwili wydarzyły się trzy rzeczy. Rozległ się dźwięk pękającego szkła i jęk. James złapał się za lewe ramię i oparł głowę na drzwiach. 
      Gdy dostrzegła krew, oderwała dolną część sukienki i zawiązała mu na ramieniu. Odczepiła od podwiązki pistolet i dodatkową, przedłużającą lufę. Wyjrzała przez jego ramię i dostrzegła siedzącego na dachy sąsiedniego budynku mężczyznę, który mierzył w głowę James'a.
- Zakryj uszy, James. - Szepnęła i pociągnęła za spust. Powietrze wypełnił głuchy dźwięk wystrzału. Jessica spojrzała na sąsiedni dach i z satysfakcją stwierdziła, że trafiła. Podeszła tanecznym krokiem do biurka i nacisnęła przycisk, który używała, aby wezwać sekretarkę. James usiadł na krześle. 
      Po chwili weszła sekretarka. Na jej twarzy, przez ułamek sekundy dało się widzieć zdziwienie. Jessica spojrzała na nią surowo. 
- Wyślij ludzi. Niech posprzątają ten bajzel na dachu sąsiedniego budynku. - Skinęła na dziewczynę i odczekała, aż wyjdzie. Odwróciła się do James'a, napotykając utkwione w sobie spojrzenie stalowych oczu. - Dziękuję. - Szepnęła. Spojrzała na jego ramię, po czym zasłoniła usta dłonią. - Potrzebny ci lekarz. - Stwierdziła. Nie pytając o zgodę, zaczęła rozpinać mu marynarkę. Zdjęła ją, po czym szarpnęła za obie strony koszuli, wyrywając przy tym guziki.
- Chyba nie jestem w najlepszej formie. - Stwierdził. Spiorunowała go spojrzeniem.
- Nie pochlebiaj sobie. - Nacisnęła jeden z czterech przycisków, który był oznaczony napisem ,,LEKARZ''. Po chwili rozległ się głos sekretarki.
- Czy mogę wpuścić doktora O'Conor'a ? - Zapytała. Jessica pomyślała, że gdyby nie była w stanie odpowiedzieć, ta idiotka by go odprawiła.
- Wpuść go do cholery ! - Wrzasnęła na nią. Odwróciła się do James'a i ujrzała jego stalowe tęczówki na swoim ciele. - Co ? - Zapytała, gdyż nie rozumiała pretensjonalnego wyrazu tych oczu.
- Nie musiałaś być, aż tak ostra. - Stwierdził.
- Może, ale to nie zmienia faktu, że ona w ogóle nie myśli. Skoro lekarz przyszedł oznacza to, że jest mi potrzebny i, że go wezwałam. - W tym momencie rozległ się huk zamykanych z impetem, drzwi.
- Przeszkadzam ? - Jasnowłosy mężczyzna o brązowych oczach, ubrany w biały uniform, spojrzał pytająco na Jessice. Dziewczyna pokręciła głową, na co mężczyzna odpowiedział uśmiechem. Podszedł do rozebranego od pasa w górę James'a i przykucnął obok, otwierając swoją czarną torbę. - No dobrze. Co my tu mamy ? - Zacmokał z dezaprobatą. Wyjął z torby jakieś szczypce. - To może zaboleć. - Ostrzegł.
- Bardziej niż samo wtopienie się rozgrzanego pocisku ? Wątpię. - Zaśmiała się James. Jessica pokręciła zniesmaczona głową, choć na ustach błąkał się delikatny uśmiech.
      Postanowiła jednak wyjść i poszukać ekipy sprzątającej. Stwierdziła, że puki co, nie ma po co zajmować się papierkową robotą. Męczyło ją zbyt wiele pytań.
Kogo chciał zabić tamten facet ?
Ją czy James'a ?
Kim jest zleceniodawca ?
A jeśli to ona była celem, to dlaczego ?
      Z takim mętlikiem zagłębiła się w labiryncie korytarzy rodzinnej firmy Santriano.
 
†   †   †
Pierwszy rozdział. W końcu xD Jeśli ktoś dotrwał do końca, to bardzo dziękuję i gratuluje. Będę wdzięczna za opinię.